W zasadzie wypadałoby dokonać formalności. Silniki zgasły, tryby przestały pracować. Eksperyment z najprzenikliwszym parowym umysłem gamingowej branży dobiegł końca. Zabrakło kasy na węgiel, ymm no. Niech nikt nie płacze, nowe twory powstaną z pewnością. Na razie przerzucam wysiłki na dopracowywanie warsztatu od strony... literackiej? Chyba tak. Zainteresowanych zapraszam nawet pod adres: http://bravegame.blogspot.com/
Tymczasem kolejne wcielenia czekają na odkrycie!
niedziela, 27 maja 2012
piątek, 16 grudnia 2011
Over-De-Top
Platinum Games wie jak podkręcić atmosferę.
Ten trailer to jakby wizualna wizytówka ich stylu i specyficznego rzemiosła. Po mistrzowsku operują szmirą i kiczem, tworząc coś naprawdę godnego uwagi. I o rozgrywkę nie trzeba mieć żadnych obaw. Szykuje się kawał świetnej roboty, jak zawsze.
A teraz pozwólcie, że pogrążę się w smutku po decyzji skasowania ambitnego technologicznego dema, jakim Rising było przez cały okres produkcji w Konami. Oglądam stare prezentacje prototypów:
I widzę coś dziwnego i świeżego – w wysoko budżetowym projekcie! To rzadkie uczucie, jak przy filmach z pierwszego Asasyna albo Mirror’s Edge. Nagle jakaś obca mechanika, której nie mogę przyporządkować do znanych doświadczeń. I od razu kołaczące z tyłu głowy pytanie: czy coś może z tego wyjść? Jeśli chodzi o pierwotną wizję Rising, to widać pan Kojima zadał sobie to pytanie i wszyscy znamy już jego odpowiedź. Szkoda. Teraz dostajemy coś spektakularnego, ale całkowicie bezpiecznego. Szkoda, bo zamiast szaleństwa treści, dostaniemy szaleństwo formy, jak zawsze.
Ten trailer to jakby wizualna wizytówka ich stylu i specyficznego rzemiosła. Po mistrzowsku operują szmirą i kiczem, tworząc coś naprawdę godnego uwagi. I o rozgrywkę nie trzeba mieć żadnych obaw. Szykuje się kawał świetnej roboty, jak zawsze.
A teraz pozwólcie, że pogrążę się w smutku po decyzji skasowania ambitnego technologicznego dema, jakim Rising było przez cały okres produkcji w Konami. Oglądam stare prezentacje prototypów:
I widzę coś dziwnego i świeżego – w wysoko budżetowym projekcie! To rzadkie uczucie, jak przy filmach z pierwszego Asasyna albo Mirror’s Edge. Nagle jakaś obca mechanika, której nie mogę przyporządkować do znanych doświadczeń. I od razu kołaczące z tyłu głowy pytanie: czy coś może z tego wyjść? Jeśli chodzi o pierwotną wizję Rising, to widać pan Kojima zadał sobie to pytanie i wszyscy znamy już jego odpowiedź. Szkoda. Teraz dostajemy coś spektakularnego, ale całkowicie bezpiecznego. Szkoda, bo zamiast szaleństwa treści, dostaniemy szaleństwo formy, jak zawsze.
piątek, 9 września 2011
Co dwa głosy, to...
Ahh, co ja tam wcześniej pisałem? Coś o dyscyplinie? O 6 minutach? Wyruszyliśmy na niezbadany grunt internetowego przekazu, gdzie nie ma miejsca na takie kompromisy. Materiał znowu jest więc przydługi, ale gdzież bym śmiał przycinać. Wszystko z tej podróży musi zostać skatalogowane. Może następnym razem...
środa, 27 lipca 2011
#3 "O potencjale"
Nigdy więcej takich molochów. Absolutne maximum na przyszłość to 6 minut. Trzeba tylko wyrobić w sobie dostateczną dyscyplinę edytorską. Cóż, przynajmniej obeszło się bez rozbijania materiału na dwa odcinki...
środa, 4 maja 2011
Coś na przyszłość
Zastanawiając się nad przyczynami tak wielu przyjemnych wspomnień jakie wiąże z Morrowindem, przypomniałem sobie ostatnio jedną z „krótkich podwórkowych rozmów o grach z kolegą”, z przed paru lat. Leciało to mniej więcej tak:
Ja: No i co sądzisz o tym Morku.
On: Jest fajnie, tylko nie wiem na ile to zasługa samej gry. To trochę głupie.
Ja: Ale o co dokładniej chodzi, bo nie wiem…
On: No gra się spoko, tylko najpierw trzeba sobie sporo dobudować w głowie o postaci i reszcie.
Ja: Znaczy jak ten motyw z więźniem, który trzeba sobie wyjaśnić?
On: Z tym… i tak z wszystkim trzeba, bo inaczej gra jest trochę drętwa.
Oczywiście to potężnie spreparowany dialog, jednak jest tu esencja tego co wyszło wtedy z tamtej rozmowy. Pamiętam niepewność znajomego, czy to co miał na myśli do mnie dotrze. Zrozumieliśmy się bardzo dobrze, chociaż dyskusja zatrzymała się na tamtym wniosku.
Myślę, że do następnego odcinka podrzucę na taśmy Automatona właśnie ten temat. Co to znaczy, że gra wymaga „dobudowywania sobie czegoś w głowie” i czy można nazwać to wadą tytułu?
Postaram się nawet o trzymanie się z dala do oczywistości przykładu Minecrafta.
Update wkrótce po ukończeniu*
*w rozumieniu czasu Valve-Blizzarda.
Ja: No i co sądzisz o tym Morku.
On: Jest fajnie, tylko nie wiem na ile to zasługa samej gry. To trochę głupie.
Ja: Ale o co dokładniej chodzi, bo nie wiem…
On: No gra się spoko, tylko najpierw trzeba sobie sporo dobudować w głowie o postaci i reszcie.
Ja: Znaczy jak ten motyw z więźniem, który trzeba sobie wyjaśnić?
On: Z tym… i tak z wszystkim trzeba, bo inaczej gra jest trochę drętwa.
Oczywiście to potężnie spreparowany dialog, jednak jest tu esencja tego co wyszło wtedy z tamtej rozmowy. Pamiętam niepewność znajomego, czy to co miał na myśli do mnie dotrze. Zrozumieliśmy się bardzo dobrze, chociaż dyskusja zatrzymała się na tamtym wniosku.
Myślę, że do następnego odcinka podrzucę na taśmy Automatona właśnie ten temat. Co to znaczy, że gra wymaga „dobudowywania sobie czegoś w głowie” i czy można nazwać to wadą tytułu?
Postaram się nawet o trzymanie się z dala do oczywistości przykładu Minecrafta.
Update wkrótce po ukończeniu*
*w rozumieniu czasu Valve-Blizzarda.
niedziela, 17 kwietnia 2011
czwartek, 28 października 2010
Subskrybuj:
Posty (Atom)